Bez Rabelais kultura zachodu byłaby smutna i pusta. Jego rubaszny, skandalizujący (przez wieki!) humor zainspirowały całe zastępy pisarzy.
Jednak czy dziś, przy pełnym uznaniu dla zasług Gargantui i Pantagruela, można czytać tę książkę dla przyjemności?
Naszym zdaniem - nie jest łatwo.
Rabelais śmieszą trzy rzeczy: fizjologia człowieka, napuszeni akademicy i kler. Proponuje nam odwróconą epopeję, gdzie wszystko jest na opak - to, co wzniosłe, okazuje się przedmiotem żartów, zaś to, co przyziemne, zostaje wywyższone. Żywioł karnawału i odwrócenia przenika cały utwór:
"[Gargantua] chował się przed deszczem pod rynnę, kuł żelazo, kiedy wystygło, myślał o niebieskich migdałach, łowił ryby przed niewodem, mówił hop, zanim przeskoczył, mur przebijał głową, drapał się, gdzie go nie swędziało, budował domy na piasku, zaglądał w kuchni do garnków, łaskotał się, aby się pobudzić do śmiechu, podkuwał żabom nogi, sypał wróblom soli na pośladek, opasywał się siekierką, podpierał się workiem, studnie stawiał na piecu, wodę czerpał przetakiem, ryby łowił widłami, sarny strzelał makiem, psuł papier, bazgrał po pergaminie, rachował się bez gospodarza, chwytał dwie sroki za ogon, szukał wiatru po świecie, darowanemu koniowi zaglądał w zęby, pierdział wyżej niż dziura w zadku. Czekał aż mu pieczone gołąbki wpadną same do gąbki, troskał się o zeszłoroczny śnieg, szukał dziur na całym".
Gargantua opowiada na przykład o tym, czym próbował się podcierać (uniwersalna nauka: nigdy nie próbujcie wykonywać tej operacji przy pomocy kota). Bohaterowie często akcentują swoje działania pierdnięciem. Miejscami - nawet dla dzisiejszego czytelnika, zaprawionego w niejednym - może być to nieco... ciężkie do przyswojenia.
Dziwił się temu już tłumacz, Boy-Żeleński:
"Zawsze zastanawiało mnie, czemu tak duża część śmiechu ludzkiego związana jest pośrednio lub bezpośrednio z wszelkimi wydzielinami. Od kichnięcia do... drugiej ostateczności. Od trawienia do miłości. A można powiedzieć, że 90% -lekko licząc – śmiechu na ziemi jest pochodzenia mniej lub więcej sprośnego.(...) Osobiście nie znoszę tego rodzaju literatury – poza geniuszem Rabelaise'go, któremu trzeba wybaczyć wszystko, ale trudno zamykać oczy na jej znaczenie i obszar w dziedzinie, a zwłaszcza historii śmiechu.(...) Całe dzieło Rabelaise'go upstrzone jest sprośnymi słowami związanymi tak ściśle z dowcipem i mądrością, że chcieć oczyścić Rabelaise'go (próbowano tego!) znaczyłoby zabić i jego dowcip, i mądrość".
Oczywiście, nie jest tak, że Rabelais stroi sobie żarty z kupy. Bardzo fizjologiczne passusy są połączone z wyrafinowanymi grami erudycyjnymi - niestety, trudno się nimi cieszyć bez ogromnej wiedzy albo lektury przypisów (a jeśli żart potrzebuje wyjaśnienia, żeby Cię rozbawić, to jednak jego siła rażenia znacząco spada). Dlatego współczesny czytelnik może się raczej cieszyć rubaszna narracją i abstrakcyjnym humorem, wielką kpiną z powagi i bezwzględną afirmacją życia: takim, jakim ono jest, nie żadną wyidealizowaną koncepcją egzystencji, ale jej najbardziej podstawowym, cielesnym i zabawnym wymiarem.
Jednak przyjemność z lektury tego dzieła wydała się nam bardzo niejednoznaczna. Jeśli więc szukacie czegoś dobrze przyswajalnego i przyjemnego, możecie sobie darować (z klasyki lepiej wtedy poczytać "Trzech panów w łódce"). Jeśli zaś macie ochotę na niecodzienne doznania i jesteście gotowi na wymagającą przygodę - sięgajcie po Rabelais!
Aktualność według nas: 3/5
Ocena na LC: 6/10
Data powstania: 1532-64
Za tydzień - Witkacy!