Kindle za recenzję
Spryciarz z Londynu
24.09.2013
Wiktoriański Londyn w książce Terry’ego Pratchetta dziwnie przypomina Ankh-Morpork. Tyle samo tu brudu, nędzy i występku. Nawet woda w Tamizie bardziej przypomina ciało stałe niż ciecz. To miasto jest naturalnym środowiskiem Dodgera, ulicznika sieroty, który swojemu sprytowi i szybkim nogom zawdzięcza przetrwanie w labiryncie ciasnych uliczek i podwórek, a przede wszystkim miejskich kanałów. Na co dzień bowiem chłopak jest zbieraczem: wędruje w podziemnych tunelach, by znaleźć zagubione na ulicy i spłukane przez wodę monety. Zdarzają się też cenniejsze drobiazgi, chociaż równie dobrze można trafić palcem w ryszarda (nie proście o wyjaśnienia).
 
Wiedziony impulsem, w pewną burzową noc ratuje z rąk tajemniczych mężczyzn pobitą młodą kobietę, a tym samym rozpoczyna a) swoją wielką przygodę, b) własną przemianę. Albowiem „po prostu przychodzi taki moment w życiu młodego człowieka, w którym musi on zdecydować, jakim chce być mężczyzną. Czy będzie graczem, czy jedynie pionkiem?”. Dodger zdecydowanie nie ma zadatków na pionka, dlatego przyjmuje propozycję Karola Dickensa, który pomógł mu znaleźć bezpieczne schronienie dla uratowanej, by pomóc w wyśledzeniu sprawców pobicia. Po drodze Dodger zakochuje się, spełnia dobre uczynki, staje oko w oko z mordercą z brzytwą, zostaje bohaterem, wykazuje się talentem aktorskim i rozmawia jak równy z równym z najwybitniejszymi osobistościami swojej epoki.
 
 
Komentarze