"Godne uwagi są tu słowa pewnej warszawskiej sprzedawczyni w sklepie spożywczym, która w odpowiedzi na gorzkie narzekania kupujących na brak chleba, masła, mięsa i innych towarów, zawołała: Ludzie, na litość Boską, czego ode mnie chcecie?! Ja nie kazałam strzelać z Aurory…”
Cywilizacja komunizmu to dzieło potrzebne. To bardzo prywatne rozliczenie z ustrojem słusznie minionym. W dobie, kiedy pojawia się wiele utworów "czarujących" peerelowskim sentymentem, taka pozycja może się okazać odtrutką, pozwalającą zachowaź równowagę w ocenie.
Tyrmand celowo kreśli obraz niemal satyryczno ponury, zdając nam jednocześnie sprawę, że tak naprawdę ludzie w każdym systemie mają te same dążenia. Różnicą podstawową pomiędzy komunizmem - by trzymać się tyrmandowskiego nazewnictwa - a kapitalizmem jest więc jedynie poziom zakłamania ideologii. Jej wypaczenie, i tłumaczenie nią rzeczy przyziemnych, i nie związanych z ideologią, a - na przykład - z głodem.
Dobra, dobitna, intymna - odsłania własne urazy autora, liczne powierzchownie tylko zagojone rany, przez co poza wartością historyczną (przy czytaniu w odpowiedni sposób) ma też walor świeżej, autentycznej relacji naocznego, pokrzywdzonego świadka.
Ta książka nie ma pretensji naukowych, ani publicystycznych, ani dziennikarskich. Ma pretensje literackie. Mimo to nie jest ani beletrystyką, ani literackim esejem. Jest ona pamfletem na komunizm, zamierzonym przejaskrawieniem istniejącej rzeczywistości. Uważam komunizm za najgorszą plagę jaka spotkała ludzkość i żywię głęboką nadzieję, że książka ta odzwierciedla moje uczucia w odpowiednim stopniu. Czy znaczy to, że pamflet wykrzywia prawdę? Ani trochę. Komunizm jest zjawiskiem, wobec którego obiektywizm, jako metoda wyjaśniająca, jest śmieszny w swej nieporadności. Uważam, że pamflet jest jedyną — przynajmniej na razie — metodą prawidłowego wyjaśniania komunizmu. Moim zdaniem, książka moja jest prawdziwsza od setek obiektywnych rozpraw i pewny jestem, że miliony ludzi zgodzą się ze mną.