12.11.2012

Z Maciejem Twarogiem, autorem Alfabetu nowohuckiego przedmieścia, rozmawiamy o intymnej pamięci, własnym podwórku i wyższości dobrobytu nad niepodległością. 

Piszesz o „modernizacji” poczty na os. Willowym [Została tandeta, typowa dla rozwiązań w takich instytucjach państwowych. Zamiast reformować obsługę i sposób kontaktu z klientem zrobiono coś kompletnie prostackiego...]. Czy modernizacja poczty jest dobrą metaforą tego, co się w Polsce dzieje z pamięcią, z radzeniem sobie z historią?   

Maciej Twaróg

To, co zostało zrobione na poczcie, miało ułatwić obsługę. Poczta się w ogóle modernizuje w taką stronę, że i tak stoisz w kolejce, bo masz bloczek, ale pomijając wszystko, z poczty zrobiono najnormalniejszą w świecie tandetę. Niestety, nie tylko poczta, ale i podwórko też zamienia się w taką przestrzeń klocków. Widać to np. po sposobie, w jaki ociepla się bloki. To, co jest oryginalnego, to, wśród czego my się wychowaliśmy, i wychowały się te poprzednie pokolenia na tym podwórku, po prostu zanika, i boję się, że moje dzieci czy moje wnuki, jeśli będą dalej związane z tym osiedlem, to nie będą już w ogóle czuć tego klimatu.

Poczta jest przykładem tego, że modernizacja poszła w tę stronę... Być może komuś się podoba, że siedzi sobie na wygodnym krzesełku, że coś otrzymał od tej poczty, że może sobie założyć konto, że może sobie oszczędzać, czy wziąć pożyczkę. Natomiast tęskniąc za tą starą pocztą i wracając w pamięci do tego, co tam było, jak ona wyglądała, to nie ukrywam, że tęsknię za tą Hutą mojego dzieciństwa, za wartością podwórka, bo ta cała książka, gdyby ją tak streścić, ścisnąć jak cytrynę, wycisnąć, czy jak gąbkę po kąpieli, to ona jest o podwórku, o czymś, co było dla mnie bardzo wartościowe. Dzisiaj to podwórko już takie nie jest, jest podzielone, rozszczepione, jest to podwórko bez ławek, bez wspólnoty.

W książce piszesz o odejściu od wielkiej historii ku historii prywatnej. Mówiąc o Hucie, od razu przywołujesz kategorię domu, przeciwstawioną ojczyźnie wielkiej, za którą walczono, za którą wykrwawiały się pokolenia. Dlaczego to myślenie o historii intymnej, lokalnej, jest Ci teraz bliższe?

Jako dziecko często widywałem tablicę, która jest na bloku czternastym, którą wmurowano tam w 1969 roku, na dwudziestolecie rozpoczęcia budowy Nowej Huty, i tam znajduje się sformułowanie, które wskazuje na myślenie ojczyzny jako socjalistycznej, bo od tego roku, kiedy rozpoczęto budowę Nowej Huty, zaczęły się również zmiany w patrzeniu na ojczyznę jako taką. 

W pewnym momencie to się zderzyło, czołowo, z tym, co miałem w domu. Mam na myśli moją najstarszą siostrę, która jest historykiem, często siedziałem w jej książkach. Jak pogodzić tę tablicę i Poczet książąt i królów polskich? 

Ojczyzna? Ona już nie jest tą ojczyzną Kmicicową, ani nie jest już tą ojczyzną, za którą się bili czterej pancerni czy agent J-23, nie jest też tą ojczyzną Chrobrego, Łokietka, Kazimierza Wielkiego czy wielkich Jagiellonów. 

Wierzę, że Nowa Huta jest tak skonstruowana, że znajdzie się tutaj miejsce dla każdego. Dla tego, który chciałby, żeby historia Nowej Huty była pisana od roku 1980, kiedy on zaczął strajkować na kombinacie, albo od 1960, kiedy grupa nowohuckich kobiet zaczęła bronić krzyża nowohuckiego, albo od roku ‘88 czy’ 89, kiedy ten system upadł. Dla mnie zaczęła się w roku ‘49. 

Pojawiły się z czasem głosy, które śledzę, które są ciekawe, którym kibicuję, ale z którymi się kompletnie nie zgadzam: że założenie Nowej Huty zniszczyło miejsce, które tu było poprzednio, miejsce mlekiem i miodem płynące, czyli obszar Mogiły, Pleszowa, Wadowa, Bieńczyc. Jest dla mnie nieporozumieniem, że próbuje się połączyć jakąś formę utraty ziemi i ludzkie tragedie, z potępieniem Nowej Huty i jej mieszkańców. A potem patrzymy na zdjęcia, przedstawiające ową sielską wieś. Widzimy dzieci w szkole, na glebie, nie mają butów, są obdarte, niedomyte, niedożywione. 

O Hutę będę się upominał, mając na uwadze to przeciwstawienie ojczyzny wielkiej, o której napisałem, że dzisiaj jej los jest mi obojętny. Moje myślenie o tym też się zmienia, jestem zaskoczony tym, co tu napisałem. Im jestem starszy, tym bardziej jestem skłonny stwierdzić, że wolę dobrobyt od niepodległości, od niepodległego państwa, które obecnie jest państwem policyjnym, represyjnym, gdzie urzędnik skarbowy czy zusiarz może ci zniszczyć życie. Więc nijak mi po drodze z tym państwem, wolę dom własny, to podwórko, które być może sparszywiało i popsuło się troszeczkę, ale to jest dalej moje podwórko i czuję się na nim najlepiej.  

W Alfabecie… miejsca i opowieści zyskują sens jedynie dzięki ludziom, którzy się w nich pojawiają. Czy to jest w pewnym sensie też książka o więziach, o wspólnocie? I jaka jest wspólnota Nowohucian?

Tu też jest tak, że w wielu wypadkach te więzi zostały zerwane. Jeden z moich przyjaciół wyjechał do Stanów, inny dość szybko się ożenił, bo po prostu wpadł. I też odszedł, wyszedł z podwórka, bo miał na głowie rodzinę, dom, pracę, taką, że wstawał o 6, i jak myśmy wracali z melanżu, to Michał o 6 rano jechał na Walcownię, patrzył na nas i płakał. Nie dlatego, że wyglądaliśmy jak mendy, ale dlatego, że musiał jechać na 12 godzin do pracy, gdzie był nikim. 

Żyliśmy wśród ludzi, jeśli staniesz pośrodku tego podwórka i tam się obrócisz, to byś widziała w każdym miejscu kogoś ważnego, cennego, gdzie u kogoś byłaś, kogoś znałaś, komuś mówiłaś dzień dobry. Nowa Huta połączyła różne miejsca, ludzi z różnych kierunków, z Suwałk, Sandomierza, spod Brzegu. I ona po zamknięciu etapu budowy zaczęła się scalać, zaczęła się zrastać. Ale zrosła się idealnie, pięknie. 

Moi sąsiedzi: kiedyś mówiłem im dzień dobry, a teraz jak nie mają na browar, to wiedzą, że Maciek pracuje, i może dać, że można coś dla niego zrobić, że on ma sól, cukier, kilo cebuli. Widzę, że gdyby im się to miejsce zabrało, gdyby oni się obudzili gdzie indziej, to mieliby problemy z odszukaniem siebie w życiu. Bo abstrahując od tego, że Huta jest fenomenem socjologicznym, który badają różni naukowcy, jest miejscem które należy promować, pokazywać, sprzedawać, ale to jest to też miejsce, w którym mieszkają ludzie.

Dużo w tej książce o ciele, cielesności, doświadczaniu ciała. Deskorolka, rower, tatuaże, a także  obrażenia ciała, siniaki, przygoda z cmentarnym ogrodzeniem. Czy Huta jest zakorzeniona, zapisana w Twoim ciele?

Jak weteran wracający z wojny?

Trochę tak. 

Jest taki związek, bardzo emocjonalny i cielesny, bardzo osobisty, np. oprócz tego, że kino Światowid kojarzy mi się z dobrymi filami, na które chodziłem, jak Nieśmiertelny czy Gwiezdne wojny, to nic nie przebije kina Światowid z tym, że poszedłem tam pierwszy i jedyny raz w życiu z moim ojcem, na Mikołaja. Mama dostała talon z pracy, bo była położną w przychodni. Pamiętam tę rozmowę, on nie chciał tam iść, miał to w dupie. A matka mówi: weź go, proszę cię, zajmij się nim. No i chłop mnie w końcu ubrał, pamiętam, miałem takie ogrodniczki, i poszliśmy, tam był Bolek i Lolek na dzikim zachodzie, ale nie potrafię nic powiedzieć o tym filmie, nie wiem, o czym to było, ale byłem tak przyjarany tym, że siedzę w kinie jak gość, obok mnie siedzi mój ojciec. Potem dostałem paczkę od Mikołaja, i wracaliśmy na Wandy ze Światowida, i zaczął prószyć śnieg, on mnie trzymał za rękę i to było po prostu takie piękne. Że jak idę tamtą ścieżkę z moim synem, to stoją mi łzy w oczach, teraz, jak wam to opowiadam, to mi stają, jak pomyślę o tym, jak to przeżywałem.

Te tatuaże, to coś innego. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć. To coś, co chciałem zrobić jako młody metalowiec, zapatrzony w swoich idoli.

Z tym, że kiedy dziś patrzę na te zdjęcia po latach, oni po prostu mieli na swoim ciele jakieś bzdury, jakieś różyczki, kupki, serduszka, jakieś „love”, to do mnie nie trafia.

Uznałem, że jeśli coś naniosę na siebie, to będzie to związane z miejsce, pochodzenia.  I pojawiły się rzeczy nohowuckie. Myślę, że to jeszcze nie koniec zabawy, i że coś się jeszcze pojawi. 

Alfabet… jest w pewnym sensie książką napisaną dla lokalnej wspólnoty. Jak wyobrażasz sobie jej możliwe oddziaływanie?

Mam nadzieję, że odszukają się w tej książce, i że komuś przyjdzie do głowy pociągnięcie tematu, z dekady lat 70., 60. czy 50. Chciałbym bardzo. Albo ktoś pomyśli, „Spotkajmy się z tym facetem i pogadajmy o tych poprzednich dekadach”. Wiem, że są takie ruchy. Np. ciocie mojej żony zaczynają sobie odtwarzać historie związane z jej dziadkiem, który był urzędnikiem bankowym. Chciałbym po wydaniu alfabetu zachęcić tych, którzy odbiorą ją pozytywnie, albo odbiorą ją inaczej, albo nie odbiorą jej w ogóle, żeby zajrzeli do swoich szuflad, zaczęli przeglądać swoje zdjęcia. Chciałbym zrobić część drugą alfabetu i pokazać nasz fragment huty za pomocą fotografii – tych, które leżą w szufladach. To dla mnie fantastyczne, kiedy widzę zabawy w wojnę, sanki, czy komunie; w latach 50. trzeba było dzieci nosić jak papieża w lektykach jak spadł deszcz, było błoto, nie dało się przejść.

To, co jeszcze mnie korci, to dotarcie do środowiska lokalnych Romów. Chciałbym im zaproponować próbę napisania czegoś w podobnej formie o ich świecie, jak oni się tu zadomowili. Chciałbym dotrzeć o nich, żeby ich poznać. Wejść do nich na jakąś bitą świnię, zobaczyć, jak to wygląda. 

Dlatego wyobrażam sobie trylogię: ten alfabet, potem fotograficzny, a na koniec alfabet nowohuckich Romów. 

Autor:
Komentarze
Czasem dobrze jest wrócić do świata dziecięcych lektur, by trochę się nasycić ich prostą,... czytaj wiecej
Ludzie płacą tysiące za spotkanie z nim. Nie za indywidualne konsultacje, ale za uczestnictwo w... czytaj wiecej
E-czytanie jest rewelacyjne. Jednak zawsze może pojawić się coś, co trochę zepsuje nam... czytaj wiecej
Czytanie to silna pasja: dlatego przytrafia się w przeróżnych miejscach i dziwnych sytuacjach.... czytaj wiecej
"Dzień na ziemi", prozatorski tom literaturoznawcy i filozofa Michała Pawła Markowskiego, zawiera... czytaj wiecej
Alfabet nowohuckiego przedmieścia to rozprawa autora z własnymi korzeniami. Tworząc swoisty leksykon Maciej Twaróg oprowadza czytelnika po Nowej Hucie - dzielnicy w której się...
Cena : 19,99 zł